Księżycowy piasek

Kiedy we wtorek przyjechałem do Monaco było jeszcze ciemno, pomimo że zegarek wskazywał 7 rano. Do pierwszej pracy nie wypada się przecież spóźnić, a trzeba było jeszcze znaleźć jacht o nazwie „Moon Sand”. Księżycowy Piasek ma 44 metry długości i wywodzi się ze stoczni Feadship, gdzie został zbudowany na specjalne zmówienie w 2015 roku. Trafiłem na miejsce szybciej niż myślałem, więc dodatkową godzinę spędziłem podziwiając wschód słońca z punktu widokowego. Był to najpiękniejszy wschód, jaki w życiu widziałem. Zobaczcie zdjęcie (zero filtrów).

img_6503

A Moon Sand wygląda tak:

Kilka minut przed 8.00 na pokład zaprosiła mnie Lily. Sympatyczna dziewczyna przedstawiła plan działania na dwa najbliższe dni i pozostałych członków załogi: Dana, który tak jak Lily pracuje na jachcie na stałe, oraz dwóch Filipińczyków, którzy podobnie jak ja są „day workerami”. Spośród całej grupy tylko ja nie miałem żadnego doświadczenia, ale wiedziałem, że za 8 godzin to nadrobię.

Zadanie na pierwszy dzień: umyć wszystkie trzy pokłady Księżycowego Piasku. Pracę zaczyna się od przygotowania narzędzi, które będą nam potrzebne (wiadra, szczotki, środki chemiczne, itd.). Mycie zaczyna się od samej góry. Zanim przystąpi się do właściwych czynności, należy zabezpieczyć specjalną niebieską taśmą wszystkie elementy przy ziemi, które mogłyby ulec uszkodzeniu. Pamiętajmy, że jacht jest wart parę ładnych milionów euro. Najpierw trzeba spłukać najwyższy pokład słodką wodą. Następnie szorowanie podłogi przy pomocy biodegradalnego mydła. Trzeba uważać, aby chemia nie odbarwiła drewna. Ważny jest nawet kierunek szorowania: przeciwny do kierunku słojów drewna. Nie chcemy przecież, aby deski stały się nierówne na skutek szorowania na odwal się. Gdy podłoga już lśni, można zająć się innymi rzeczami.

Na rękę zakłada się specjalną rękawicę wykonaną z delikatnej gąbki i myje się nią dosłownie wszystko, łącznie z sufitami. Potem trzeba spłukać pokład wodą i wytrzeć go fibrowymi ręcznikami. I tak na każdym pokładzie. Brzmi jak nuda? No tak, ale pracy towarzyszy słońce i muzyka, w Monaco ciepła jesień, na termometrze 23 stopnie, a za burtą morze. To wszystko przywołuje wspomnienia z dzieciństwa. Kiedy po raz któryś zostałem oblany wodą, przypomniało mi się, jak z siostrą i kuzynką myliśmy samochody w ogródku u dziadka. Nie jest źle, a ponadto przez 8 godzin pracy przysługują mi dwie 30-minutowe przerwy i jedna godzinna na lunch. Da się żyć. Nawet się nie obejrzałem, kiedy zrobiła się 16.00 i można było iść do domu. Jeszcze tylko obowiązkowa rundka z CV-kami.

Następnego dnia mieliśmy się spotkać w porcie „Cap-d’Ail”. Podobnie jak dzień wcześniej byłem w umówionym miejscu z samego rana. Następne osiem godzin upłynęło na woskowaniu i polerowaniu statku. Była też niespodzianka. Musieliśmy wrócić do portu w Monaco, więc dane mi było przepłynąć się jachtem po Morzu Śródziemnym. Rejs był krótki, ale zawsze. Wracają do polerowania – w tym wszystkim chodzi o to, żeby statek świecił się jak choinka w Boże Narodzenie. Biały wosk do białego lakieru. No właśnie. Biały, więc w słońcu prawie niewidoczny. Trzeba oglądać powierzchnię pod różnymi kątami. Gdy wosk jest już nałożony, to zaczyna się polerowanie fibrową ścierką. I tak na całej łodzi. Proste? Proste! Podobnie rzecz się ma ze stalą nierdzewną. Po nałożeniu specjalnej pasty błyszczy jak nowa. I tak przez 8, a właściwie to 6 godzin. Punktualnie o 16.00 wybił dzwonek oznaczający koniec pracy.

Pozbieraliśmy materiały i stawiliśmy się u kapitana po odbiór zapłaty. 240 euro w dwa dni. Starczy na kolejny tydzień! Niestety, kapitan potrzebował nas tylko do pomocy na dwa dni, stąd drugi dzień był jak na razie ostatnim na „Moon Sand”. Pożegnaliśmy się w miłej atmosferze, a ja przed wyjazdem z Monaco tradycyjnie zrobiłem rundkę po porcie. Po przyjeździe do hostelu wysłałem jeszcze smsa do kapitan z podziękowaniem (jak się dowiedziałem, jest to tutaj dobrym obyczajem). Tymczasem do hostelu przyjechało sporo gości, więc wieczorem zrobiła się mała imprezka. Little party never killed nobody.

Co przyniosą kolejne dni? To się okaże. Na pewno wracam do „Dock Walkingu” i znów odwiedzę tutejsze agencje pracy. Mam też zamiar wybrać się do słonecznej Italii odwiedzić port w San Remo.

Ahoj!

Dodaj komentarz